Sami Swoi (Stare Miasto)

     Tak to jest z tym czasem, że ani się obejrzysz a mija ponad dwa miesiące od opublikowania ostatniego posta. Sporo zostało przejedzone a tymczasem na blogu tylko kurz i kłębki słomy jak w westernach. Do zmiany stanu rzeczy zmotywowała mnie restauracja, w której w ostatnich miesiącach bywałam najczęściej. Swego czasu obiecywałam na fejsie wpis o tym miejscu, trochę mi się jednak przeciągnęło to "wkrótce". Niemniej jednak oto jest, dzisiaj post o Samych Swoich!


    Restauracja istnieje niewiele ponad rok, została otwarta w listopadzie 2014 roku. Ja pierwszy raz znalazłam się w niej całkiem przypadkiem, kiedy zgłodnieliśmy podczas letniego spaceru na starym mieście. Nie słyszałam wcześniej o tym miejscu, daliśmy mu szansę spontanicznie oceniając menu wystawione przed wejściem. Szansa ta okazała się wykorzystana w stu procentach i zaoowocowała nową ulubioną miejscówką na mojej jedzeniowej mapie. Ówczesne pierwsze, pozytywne wrażenie utrzymuje się u mnie za każdym razem kiedy do nich wracam. 
   Sami Swoi serwują polskie, swojskie i przede wszystkim pyszne jedzenie. Jest to idealna opcja jeśli akurat nie chce Wam się gotować w domu, a nie macie ochoty na wymyślne potrawy. Nie znajdziecie tam nic wykwintnego, ale napewno nie wyjdziecie zawiedzeni. 



    Stary dobry schabowy, może na zdjęciu nie wygląda na okazałego, ale uwierzcie mi - jest, i jest to ciężki kawał mięcha do zjedzenia. Porcja ze zdjęcia kosztuje 27zł.



    Moja faworytka, pierś indyka w sosie kurkowym również w cenie 27zł. Według mnie najlepsze danie w menu, domagam się tylko więcej sosu kurkowego! 



    Na dobry początek warto zamówić jeszcze pyszne zupy, domowy rosół z kołdunami lub rybną, którą uwielbiam. W dodatku są w super cenie 7zł za powyższe pocje.

    Pochłonięta konsumpcją nie pomyślałam o uwiecznieniu innych dań, które mieliśmy okazję próbować u Samych Swoich. Godnymi do polecenia pozycjami w menu są również żeberka oraz pieprzne polędwiczki. Jedynym daniem, które mi wyjątkowo nie podeszło i byłam nim zawiedziona, okazał się tatar wołowy. Nie jestem może wybitnym znawcą, ale smakował jak wypakowany ze sklepowej folii także tu minusik. Jestem jednak skłonna uwierzyć, że był to jednorazowy wypadek przy pracy ponieważ wszystko inne w tej restauracji zawsze jest na dobrym, pysznym poziomie. 



Pomijając tematy okołojedzeniowe, klimat panujący w restauracji jest jak najbardziej zgodny z nazwą. Wystrój nawiązuje do sielskiej wsi, pojawia się ludowe wzornictwo i motywy, dużo drewna i co najbardziej cenię - sensowne ulokowanie stolików, dzięki czemu jest przytulnie i z dozą prywatności. Lokal jest według mnie idealny na spotkania rodzinne czy ze znajomymi, w sam raz na zaspokojenie apetytu na trochę tradycji.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz