Artistan, czyli bistro, piekarnia i lodziarnia w jednym, istnieje w Szczecinie już od ponad roku. Mimo tego, że znajduje się w punkcie mojej częstej przesiadki autobusowej, na placu Zwycięstwa, to jeszcze nigdy nie udało mi się tam zajrzeć. Głównie z braku czasu a zawsze sporej ilości ludzi czekających w kolejce, co jest akurat bardzo dobrym zwiastunem. Szczęśliwie dla mnie, trafiło mi się parę dni urlopu. Postanowiłam wtedy odwiedzić Artistana w godzinach porannych.
Od razu pomyślałam, jak bardzo zazdroszczę wszystkim, którzy mają dłuższą przerwę śniadaniową/lunchową w pracy i akurat posiadają podobne lokale w sąsiedztwie. Chociaż nie, wróć. Wtedy codziennie bym tam jadła i poszła z torbami w ciągu dwóch tygodni. Cieszę się jednak niezmiernie, że takie miejsca powstają w Szczecinie i są alternatywą dla grona kebabów i wszelkiej maści fast foodów.
Podczas mojej pierwszej wizyty, która odbyła się jednak w późniejszych godzinach, zdecydowałam się na menu bardziej lunchowe.
Mój wybór padł na zupę-krem kalafiorową z rukolą (9 zł), jedną z dwóch oferowanych tego dnia. Byłam lekko zawiedziona wąskim wyborem zup, ponieważ musiałam zdecydować pomiędzy powyższą a marchwiową z imbirem. Nie przepadam za marchewką w dużej ilości, a kalafiora jem naprawdę od wielkiego dzwonu. Postanowiłam jednak zaryzykować i miło się rozczarowałam, ponieważ zupa okazała się dużo lepsza niż się spodziewałam. Fajnie doprawiona i w akompaniamecie ciepłej bagietki sycąca. Bardzo doceniam też fakt, iż faktycznie okazała się kremowa, a nie wodnista co wiele razy mnie spotkało przy zamawianiu tego typu zup.
Oprócz wspomnianej zupy, zamówiłam jeszcze panini z włoską szynką (12zł), w których wyczułam dodatkowo ser pleśniowy i jakąś słodycz, nie jestem pewna, może była to żurawina. Chrupiące i ciepłe kanapki zazwyczaj trafiają w mój gust, nie inaczej było tym razem. Chleb z którego były przygotowane stał na naprawdę dobrym poziomie, a i składnikom we wnętrzu, które były w całkiem sporej ilości, nie mam niczego do zarzucenia. Ktoś z kolejki przede mną zamawiał też świeżo wyciskany sok i zrobił mi tym samym na niego apetyt. Połasiłam się na wersję z pomarańczą, cytyną i pietruszką. Super orzeźwieźwiający i smaczny. Żałuję tylko, że nie dane mi było spróbować opcji z jarmużem, którego akurat chyba zabrakło. ;)
Następnego dnia wróciłam aby spróbować propozycji śniadaniowej. Zdecydowałam się na wersję śródziemnomorską (15 zł) z jajkami sadzonymi, dwoma rodzajami pesto (pomidorowe i bazyliowe), oliwkami i wędlinami (zidentyfikowałam chorizo i szynkę którą dzień wcześniej dostałam w panini). Zestaw podany naturalnie ze świeżym pieczywem. Całość bardzo dobra, jajka idealnie usmażone z płynnym żółtkiem a reszta dodatków fajnie uzupełniała jego smak. Jestem wielbicielką tego rodzaju śniadań więc trafiło w mój gust w stu procentach. Porcja jest też naprawdę syta, spokojnie najedzą się nią nawet głodomory.
W oczekiwaniu na śniadanie zapragnęłam rozgrzać się odrobinę przy pomocy gorącej czekolady. Belgijskiej czekolady z dodatkiem bitej śmietany. Był to mój pierwszy raz z tym rodzajem słodkiego napoju i niespecjalnie przypadła mi do gustu. Bita śmietana pyszna, natomiast sama czekolada jak na mój gust zdecydowanie za słodka. Rozumiem jednak, że zapewne taka właśnie ma być i jeśli są wsród Was wielbiciele belgijskiej czekolady zapewne będziecie wniebowzięci.
Artisan jest miejscem do którego z pewnością będę wracać jeśli będę w okolicy. Nawet na bagietkę czy sok świeżo wyciskany. No i lody! Nie próbowałam, więc jak cieplejsza aura na to pozwoli koniecznie będę musiała przetestować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz